wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 2.






And I've been packing up your suitcase
Full of all mistakes.”




Olivia

Wyszłam z miejskiego szpitala i rozejrzałam się po parkingu. Wzrokiem odnalazłam samochód Karla i z szerokim uśmiechem podeszłam do niego. Chłopak wysiadł ze swojego samochodu, szeroko się uśmiechnął i chwycił w dłoń bukiet czerwonych róż. Znów to samo. Już wiedziałam z czym będzie się to wiązało. Zawsze jak coś zawalił kupował kwiaty. Tym razem było tak samo.
-Kochanie, jak pięknie wyglądasz. – uśmiechnął się i pocałował mój policzek. – Proszę, to dla Ciebie.
-Co się znowu stało? Dlaczego znów dajesz mi kwiatki? – westchnęłam kiwając z niedowierzaniem głową. – Co tym razem jest powodem? Obiad z moim tatusiem? Daruj już sobie, mam po prostu dość tego.
-Livcia, nie denerwuj się. – westchnął odgarniając kosmyk włosów za ucho. – To nie jest tak jak myślisz.
-Nie jest tak jak myślę? – zaśmiałam się kiwając z niedowierzaniem głową. – Mieliśmy jechać na urlop, a Ty jak zawsze planujesz sobie coś innego, zapominając o mnie, o naszych planach.
-Kochanie, muszę pojechać na spotkanie, Twój ojciec ma jedynie do mnie takie zaufanie. – uniósł bukiet kwiatów ku górze i nieznacznie się uśmiechnął.
-To może zacznij spotykać się z moim wspaniałomyślnym ojcem, a ode mnie się odwal. – ujęłam kwiatki i wyrzuciłam je do kosza na śmieci. – To koniec, rozumiesz? Koniec.
-Daj spokój, przecież możemy przełożyć sobie ten wyjazd. – uśmiechnął się i ujął moją dłoń.
-Wal się. – odpowiedziałam takim samym uśmiechem pokazując przy tym jakże piękny, środkowy palec.
Ulga? Wolność? Czy jakiekolwiek inne uczucie? Zdecydowanie. W końcu poczułam się wolna, odetchnęłam z wielką ulgą odchodząc w stronę przystanku autobusowego. Wiedziałam z czym to się wiąże. Doskonale wiedziałam, że Karl poleci na skargę do mojego ojca, który wpadnie do mojego domu niczym do siebie. Byłam tego świadoma, ale jakoś nie bardzo mnie to interesowało.

-Vanessa? – zdziwiłam się na widok przyjaciółki stojącej przy bramie. – Co Ty tutaj robisz?
-No przecież byłyśmy umówione. – westchnęła kręcąc z niedowierzaniem głową. – Jak zwykle zakręcona. Czekam tutaj już od godziny.
-Przepraszam, wracałam autobusem. – posłałam jej ciepły uśmiech, a ta spojrzała na mnie pytająco. – Długo by opowiadać, Van.
-Nie ominie Cię to. – zaśmiała się przekraczając próg drzwi wejściowych. – Przyszłam się pożegnać, bo wyjeżdżam na urlop z kuzynem.
-I z jego kolegami? – uniosłam pytająco brwi ku górze, a ta zarumieniła się. Od razu wiedziałam, że trafiłam w samo sedno! – Van, opowiadaj.
-Najpierw Ty mi powiedz, co się dzieje? Twój Karl po Ciebie nie przyjechał? – zaśmiała się mrużąc oczy.
-Szkoda gadać. – westchnęłam wlewając do szklanek sok pomarańczowy. – Wybrał wyjazd na jakieś spotkanie, na które wysłał go mój ojciec. Wolał to, niż wyjazd na urlop ze mną. Kazałam mu spadać.
-No w końcu, Livka! Jestem z Ciebie dumna. Myślałam, że nigdy tego nie zrobisz. – zaśmiała się opadając na salonową kanapę. – Ale w takim razie, może pojedziesz ze mną?
-Daj spokój, nie będę się Wam wpychać. – posłałam jej ciepły uśmiech. – Poza tym, jestem pewna, że nie będę Wam tam do niczego potrzebna.
-Kochaniutka, Stefan na pewno się ucieszy! Nawet się nie wykręcaj, jutro z rana po Ciebie przyjeżdżamy! A teraz się pakuj, i widzimy się jutro. – zaśmiała się. Nie chciała słyszeć nawet żadnego sprzeciwu. Za to ją uwielbiałam. Zawsze potrafiła postawić na swoim i ta jej determinacja sprawiała, że nie dało się jej odmówić.

Spakowane walizki stojące w przedpokoju. Jednak dałam się namówić na wyjazd z Van i jej kuzynem. Byłam święcie przekonana, że to nie jest dobry pomysł, jednak przyjaciółka uparła się. A kiedy ona się uprze to nic, ani nikt nie wybije jej nawet najgorszego pomysłu z głowy.
-Livka, gotowa? – z korytarza dobiegł mnie krzyk przyjaciółki. – Livka?
-Spokojnie, Van. Nawet jakbym nie była gotowa to byś sama mnie spakowała w co najmniej minutę. – zaśmiałyśmy się, a Vanessa gestem ręki przywołała swojego kuzyna.
-Olivia? – na jego twarzy wymalowane było zdziwienie. – No nie wierzę, ale się zmieniłaś! Wypiękniałaś!
-Ty jak zawsze milutki, Stefan. – wytknęłam w jego stronę język i razem udaliśmy się do samochodu skoczka.
Droga w towarzystwie duetu Vanessa i Stefan nie może się dłużyć. Oni będąc blisko siebie potrafią godzinami mówić żarty, śmiać się i obrażać na siebie, by po chwili śmiać się z tego wszystkiego. Od zawsze podziwiałam ich za taki charakter, za prawdziwość i miłość do siebie.
Nim się spostrzegliśmy dotarliśmy na miejsce. Domek w Alpach był dość duży jak na trójkę osób, więc od razu domyśliłam się, że nie będziemy sami. I nie myliłam się. Już chwilę później podjechał samochód, w którym siedziała czwórka chłopaków, jak się domyśliłam, kolegów Krafta. Wysiedli z samochodu i przywitali się z chłopakiem, po czym podeszli do nas. Stefan nas przedstawił, a na ich twarzy widoczne było zdziwienie. Zapewne nie spodziewali się, iż ich męski wypad w góry zamieni się w damsko-męski.


Gregor

Spodziewałem się męskiego wypadu. Co prawda Kraft mówił o tym, że zabierze znajomych ze sobą, ale nie spodziewałem się, iż znajomymi okażą się dwie dziewczyny. Dwie piękne dziewczyny. Jedna wysoka blondynka, która od razu przykuła moją uwagę. Jak się później okazało, nazywała się Olivia. Na twarzy pojawiał się uśmiech, jednak w oczach było widać smutek. Nie wiedziałem dlaczego, ale jednego byłem pewny. Chciałem się dowiedzieć co może ją trapić. Wiedziałem, że nie będzie to łatwe, przecież nikt nie ufa obcym osobom na tyle, aby zwierzać im się ze swoich problemów. Jednak miałem nadzieję, że z nią będzie łatwiej, że dowiem się chociaż czegokolwiek.
-Gregor, halo, tu ziemia. – Kraft zaśmiał się machając mi przed oczami ręką. – Jesteś tu?
-Daj spokój, zamyśliłem się. – prychnąłem rzucając pytające spojrzenie koledze. W końcu skoro przerwał mi moją zadumę to musiał czegoś potrzebować.
-Proponujemy z dziewczynami imprezę integracyjną. – potarł dłoń o dłoń i szeroko się uśmiechnął.
-I co w związku z tym? – zmrużyłem oczy uważnie mu się przyglądając. Już wiedziałem, że ma do mnie jakiś interes.
-Trzeba pojechać po alkohol. – ściągnął usta w wąską linijkę i podszedł do mnie robiąc maślane oczy niczym kot ze Shreka. – Skoczysz?
-Już od przyjazdu chcesz pić? – zaśmiałem się wymierzając w niego palcem. – Co z Ciebie za sportowiec?
-Sportowiec sportowcem, ale trzeba jakoś zacząć ten krótki urlop, który mamy. – szeroko się uśmiechnął. A ja wiedziałem już, że to będzie ciężki, a zarazem zabawny wyjazd, który będę pamiętał do końca życia. 








Od autorki: Po dość długiej przerwie, spowodowanej sprawami przyziemnymi (czyt. sesja, sesja i jeszcze raz sesja, a do tego praktyki), postaram się powrócić do pisania, choć nie ukrywam, nie jest to łatwe. Dość ciężko było mi napisać ten rozdział, chyba straciłam zapał do tego.. Dajcie mi trochę czasu, a znów wprawię się w miarę w pisanie. Mam nadzieję, że zrozumiecie! :)
U Was starałam się bywać w miarę możliwości, jeżeli czegoś nie komentowałam - bardzo przepraszam! Postaram się już tutaj być w miarę regularnie, a za to wyżej przepraszam. Rozdział pisany po tak długiej przerwie w ogóle mi się nie podoba! Przepraszam i za jakość, i za długość.. Mam nadzieję, że mi wybaczycie! ;)

Do następnego!